Był rok 1996. Za kilka dni miałem skończyć 20 urodziny. Pół roku wcześniej zmarł mój ojciec, po którym zostało mi kilka zdjęć, osobistych rzeczy, wspomnień oraz mocno zadłużone mieszkanie bez prawa najmu w jednej z jeżyckich kamienic przy ulicy Staszica. Rok wcześniej porzuciłem sport, z którym wiązałem wielkie nadzieje. W tym samym roku chwyciłem Boga za nogi stając na scenie u boku Ice-T.
Rychu Peja
Nie zmieniało to faktu, iż wchodząc w tzw. wiek dorosły miałem wrażenie, że dla mnie życie się skończyło w momencie gdy zdałem sobie sprawy jak niewielkie perspektywy mam przed sobą. Słuchając Ready to Die oraz Illmatica czekałem na ostateczny moment, który popchnie mnie na skraj desperacji w konsekwencji czego wpadnę w jeszcze większe bagno.
Rychu Peja
Zamiast tego podjąłem próbę zrobienia czegoś na własną rękę mocno inspirowany muzyką, która od zawsze towarzyszyła mi w najgorszych momentach. Aż do tego momentu nic nie było wiadome. Bez względu na to co wydarzyło się potem już po wydaniu tej kasety przyznam, że był to początek nowej drogi. Drogi, która zaprowadziła mnie do domu z prawdziwego zdarzenia.
Rychu Peja
Dziś robię zdjęcie tej kasety w domu, który daje mi poczucie bezpieczeństwa i motywuje do ciężkiej pracy. Pracy bez której ta przebyta droga byłaby niczym innym niż jazdą bez trzymanki. Hmmm. Może właśnie była tylko tym i niczym więcej? Młodym artystom życzę jak najmniej wybojów na drodze do świata wielkiej muzyki. Doceńcie ogrom zmian zarówno realiów jak i postępu technologicznego, które pchają Wasz talent na sam szczyt.
Rychu Peja
Dziś cieszę się, że przecierając pewne ścieżki sam mogę po tylu latach korzystać z wszystkich dobrodziejstw zwykłej codzienności i robić muzykę o jakiej zawsze marzyłem. 25 lat temu niekoniecznie byłem pewien swego o jutrze nie wspominając. I choć dziś nadal nie jestem pewien swego to wiem, że ta ćwiara nie została zmarnowana!
Rychu Peja


Powrót